Władze Białorusi potwierdziły, że Prigożyn przebywa na terytorium tego kraju
Prigożyna nie widziano od soboty. Ostatni raz pokazał się publicznie, gdy opuszczał Rostów nad Donem po tym, jak nakazał odwrót swoich oddziałów, z którymi zapowiadał zdobycie Moskwy.
We wtorek rano śledzono samolot, należący rzekomo do Prigożyna, który wystartował z Moskwy i wylądował na Białorusi. Anonimowy amerykański urzędnik zasugerował, że zatrzymał się on w jednym z hoteli w Mińsku, który nie ma okien - napisał portal brytyjskiej telewizji Sky News.
Jednocześnie rzecznik Państwowej Służby Granicznej Ukrainy zaprzecza doniesieniom o rozpoczęciu budowy obozów dla najemników z grupy Wagnera na Białorusi. "Na chwilę obecną nie odnotowaliśmy takich prac" - powiedział Demczenko. Dodał też, że nie było doniesień o pojawieniu się żołnierzy z grupy Wagnera na Białorusi. Przypomniał on też, że około 2 tys. rosyjskich żołnierzy przebywa obecnie na Białorusi, gdzie ćwiczą na poligonach.
Białoruś nie buduje żadnych obozów dla Grupy Wagnera, ale jest gotowa, by udostępnić jej jedną z opuszczonych baz wojskowych, jeżeli najemnicy o to poproszą - przekazał również Łukaszenka.
W sobotę najemnicy Grupy Wagnera zajęli sztab rosyjskiej armii w Rostowie nad Donem, a następnie zaczęli posuwać się w kierunku Moskwy. Prigożyn jest od dawna skonfliktowany z częścią rosyjskiego establishmentu wojskowego, dowodzącą inwazją na Ukrainę. Domagał się "przywrócenia sprawiedliwości" w armii i odsunięcia od władzy ministra obrony Siergieja Szojgu.
W sobotę wieczorem Prigożyn ogłosił odwrót i wycofanie najemników do obozów polowych, by "uniknąć rozlewu krwi". Miało to być rezultatem układu białoruskiego autorytarnego lidera Alaksandra Łukaszenki z Prigożynem, zawartego w porozumieniu z Władimirem Putinem. Zgodnie z tymi uzgodnieniami najemnicy Grupy Wagnera i sam Prigożyn mieli przemieścić się na Białoruś. (PAP)
sm/ adj/