Chronimy biurowce, hale produkcyjne, młyny, a nawet plantacje
Adam Mroczek, przedstawiciel Polskiego Klubu Sokolników w Międzynarodowym Stowarzyszeniu na Rzecz Sokolnictwa i Ochrony Ptaków Drapieżnych wyjaśnił PAP, że sokołów można używać do wielu celów. Są na przykład niezastąpione w przemyśle spożywczym.
PAP: W internecie krąży film, na którym orzeł łapie drona. Czy można używać ptaków drapieżnych do łapania czy strącania dronów?
Adam Mroczek: Człowiek, który to nakręcił, nawet się nie powinien nazywać sokolnikiem, bo bez potrzeby naraża ptaka na utratę zdrowia. Większość dronów ma ostre śmigła, więc jeżeli ptak złapie drona w nieodpowiedni sposób, to może się dosyć mocno poranić. To jest zupełnie nietrafiony pomysł i nie powinno się takich rzeczy nawet próbować. Szczęśliwie nie widziałem wielu naśladowców tego głupiego pomysłu.
PAP: Natomiast w przeszłości sokoły były używane do wspomagania działań wojennych.
A.M.: Tak, ale to już historia, bo działo się to w czasach, kiedy jeszcze działała komunikacja za pomocą gołębi pocztowych, których w tej chwili już się raczej nie stosuje, chociaż może walka na elektroniczne środki zagłuszające spowoduje, że gołębie wrócą do łask. W przeszłości działało to tak, że jeśli jedna strona próbowała przekazać informacje za pomocą gołębi, to wojska przeciwne próbowały uniemożliwić im ich dostarczenie za pomocą sokolników i ich ptaków. Taka historia miała miejsce jeszcze w okresie II wojny światowej, gdzie na wyspach na kanale La Manche brytyjskie Royal Air Force miały kilku sokolników, których zadaniem było przechwytywanie gołębi przenoszących wiadomości od szpiegów z terenu Wielkiej Brytanii do okupowanej w tamtym czasie Francji. Natomiast Luftwaffe miało swój oddział sokolników, których zadaniem było tępienie dzikich królików rozkopujących umocnienia. W obecnych czasach raczej się już takich rzeczy nie robi. Za to używa się powszechnie ptaków na lotniskach wojskowych i cywilnych, gdzie pilnują, aby inne ptactwo tam nie wlatywało, co wpływa na zwiększenie bezpieczeństwa operacji lotniczych. Chodzi o to, żeby po prostu nie doszło do kolizji lądującego lub startującego samolotu z przypadkowymi ptakami.
PAP: Ale to nie jedyna praca, jaką wykonują sokolnicy ze swoimi ptakami?
A.M. Ma pani rację. Ale zanim o tym powiem, wspomnę jeszcze, że sokolnictwo w Polsce od grudnia 2021 roku jest chronione przez UNESCO, zostało bowiem wpisane na listę niematerialnego dziedzictwa kultury ludzkości, co przyczynia się do zwiększenia popularyzacji tej metody. Prawdą jest też, że sokolników ze swoimi podopiecznymi można spotkać w wielu nieoczywistych miejscach, na przykład latem wielu sokolników pracuje na plantacjach borówki amerykańskiej, chroniąc ją przed nalotem szpaków. Nie po to plantator czeka cały rok na zbiory, żeby przez nalot tysiąca szpaków stracił całe plony.
Użycie sokołów jest w stu procentach naturalną metodą: ptak drapieżny lata nad danym terenem, symulując, że jest to jego rewir łowiecki, co powoduje, że większość innych ptaków ucieka, bo nie chce konfrontacji z drapieżnikiem. Tę metodę sokolniczą wykorzystuje się także w innych gałęziach przemysłu. Wiele firm, które produkują żywność, co jest związane z normami HACCP (System Analizy Zagrożeń i Krytycznych Punktów Kontroli, od ang. Hazard Analysis and Critical Control Points, jest systemowym postępowaniem mającym na celu zapewnienie bezpieczeństwa zdrowotnego żywności – przyp. PAP), również korzysta z usług sokolniczych, żeby kontrolować występowanie ptactwa.
Bo o ile temat deratyzacji, dezynfekcji, dezynsekcji jest raczej opanowany, to kontrola występowania ptactwa na terenach przemysłowych nie jest już tak łatwa. Choćby z tego powodu, że w zasadzie prawie wszystkie gatunki ptaków w Polsce są chronione, więc nie można ich uśmiercać, jak myszy czy szczurów. Wolno je co najwyżej odstraszać, na co w niektórych przypadkach trzeba uzyskać odpowiednie zgody. Także tutaj sokolnicy, symulując zagrożenie ze strony drapieżnika na danym terenie, przyczyniają się do tego, że tę kontrolę można prowadzić, nie szkodząc ptakom, wykorzystując naturalne interakcje między drapieżnikiem a ofiarą, która ze strachu przed nim przenosi się w inne miejsce.
PAP: Jakie obiekty są w ten sposób ochraniane?
A.M.: Na przykład młyny, elewatory zbożowe, firmy produkujące żywność dla ludzi i dla zwierząt. Świadczymy też usługi dla firm przemysłu ciężkiego: duże hale produkcyjne nie są zazwyczaj tak szczelne – jakaś zbita szybka czy niesprawny wentylator wystarczą, żeby się ptactwo przedostało do miejsca, gdzie będzie się czuć bezpiecznie i zaczyna się lęgnąć. Wystarczy jedna, dwie pary gołębi, żeby po kilku sezonach zrobił się z tego gołębnik.
PAP: Dlaczego ma komuś przeszkadzać kilkanaście czy kilkadziesiąt ptaków w hali przemysłowej?
A.M.: Taki gołębnik generuje zagrożenie dla zdrowia i życia ludzkiego, bo z tych ptaków na ludzi może się przenieść 17 chorób, na przykład odkleszczowe zapalenie opon mózgowych, pochodzące z obrzeżków, kleszczy żyjących na gołębiach, różnego rodzaju alergie – zagrożeń jest multum. Gołębie gnieżdżą się także w takich miejscach, jak zajezdnie tramwajowe i autobusowe, bardzo często pojawiają się w sortowniach paczek kurierskich – zabrudzone ptasimi odchodami paczki idą do klientów, narażając ich na zachorowanie.
Jesteśmy też proszeni o przepłaszanie gołębi z dachów dużych biurowców, gdyż zwykle zlokalizowane są tam wszelkiego rodzaju nawiewy, klimatyzatory, które w okresie zimowym generują ciepło przyciągające te ptaki. Niestety, na wiosnę, w okresie lęgowym uznają, że dobrze będzie założyć tam gniazda i z czasem ta gołębia kolonia zaczyna się rozrastać, a ich pióra oraz odchody są za pomocą czerpni powietrza zasysane do wnętrza budynku. To powoduje z kolei olbrzymie koszty częstej wymiany filtrów, które zresztą nie są w stanie zatrzymać wszystkich niezdrowych dla ludzi cząsteczek. Do tego dochodzi zużycie infrastruktury, gdyż odchody ptaków są dosyć żrące i jeśli padają np. na metal, powodują korozję.
PAP: Mnóstwo gołębi mieszka też na dworcach kolejowych.
A.M.: To są półotwarte obiekty, zazwyczaj z punktami gastronomicznymi, więc ptaki świetnie się tam czują. I powiem pani, że te opowieści o ptasim móżdżku są nieprawdziwe, gołębie potrafią robić naprawdę zaskakujące rzeczy, widziałem np. jak przelatują przed czujką drzwi, żeby je sobie otworzyć i wlecieć do środka. Widziałem też takie, które potrafiły pod podwoziem pojazdu wejść sobie na teren hali, teoretycznie zabezpieczonej przed wlatywaniem ptaków specjalnymi kurtynami na bramach. Gołębi i innych ptaków w otoczeniu ludzi przybywa, gdyż część gatunków synantropizuje się, czyli coraz bardziej zbliża do miejsc, gdzie jest dużo ludzi. Tak się na przykład dzieje ostatnio z gołębiami grzywaczami, które wcześniej gniazdowały wyłącznie na drzewach – ostatnio coraz częściej można je spotkać we wnętrzach dużych hal. Przyroda reaguje na bieżąco na to, co zastaje i to niestety generuje pewne problemy i tarcia na linii człowiek/przyroda.
PAP: Jak długo i w jaki sposób się szkoli takiego sokoła, żeby był użyteczny?
A.M.: Samo szkolenie nie jest jakoś strasznie długotrwałe, bo podstaw można nauczyć ptaka w 2-3 tygodnie, natomiast ważne jest to, żeby to był proces ciągły, czyli układanie potem musi trwać przez całe życie tego ptaka. To nie jest tak, że raz się go nauczy i on zawsze będzie wiedział, trzeba z nim to regularnie powtarzać, to jest praca na 365 dni w roku. Jak każda praca ze zwierzętami zresztą.
PAP: A co potrafi ułożony sokół? Jakie komendy wykonuje?
A.M.: Przy układaniu ptaków tak naprawdę wykorzystujemy jedynie ich naturalne odruchy do osiągnięcia pewnych zachowań. Ptak nie zrobi czegoś, czego by nie zrobił w naturze. On przyleci do sokolnika, będzie ścigał potencjalną ofiarę, ale już np. nie będzie robił fikołków, dlatego że w przyrodzie ptaki takich rzeczy nie robią. Przy układaniu nie wolno stosować kar, więc jeśli chcemy pokazać ptakowi, że coś zrobił nie tak, to jedynym sposobem jest brak nagrody – tylko to może być najsurowszą karą, gdyż ptak innych form w ogóle nie rozumie. Sokolnictwo i metody, jakie stosujemy, mogą liczyć blisko 8 tysięcy lat.
Pierwotnie sokolnictwo służyło temu, żeby pozyskać pożywienie – człowiek polował z sokołem i potem tą zdobyczą, którą razem upolowali, dzielił się ze swoim ptakiem. Teraz mamy skuteczniejsze sposoby na polowanie, więc sokolnictwo idzie bardziej w stronę użytkową. Odstraszanie ptactwa przy użyciu ptaków drapieżnych jest bardzo skuteczne, czego nie można powiedzieć o niektórych metodach mających je zastąpić. Mnie najbardziej rozśmiesza oferta odstraszacza, który emitując głos "sokoła" ma płoszyć ptaki. Jeśli ktoś troszeczkę rozumie, jak funkcjonuje przyroda, to wie dobrze, że nie ma czegoś takiego, jak odgłos ptaka drapieżnego odstraszającego swój obiad. Drapieżniki polują w milczeniu i starają się zawsze zaskoczyć ofiarę, inaczej by nie przeżyły. Tak naprawdę ci hochsztaplerzy nagrywają najczęściej odgłos godowy myszołowa w połączeniu z innymi dźwiękami "dżungli", a jedyny skutek, jaki to może wywołać, to przyjście sąsiadów z pretensjami, że dość mają tych wrzasków, ponieważ gołębie przyzwyczają się do hałasu w ciągu maksymalnie kilku dni.
PAP: Wydaje się, że wszędzie narasta problem z gołębiami miejskimi.
A.M.: To prawda i samorządy wydają coraz większe środki, żeby w jakiś sposób kontrolować ich populację. One się świetnie czują wśród ludzi, którzy je dokarmiają, ale pewnie nie zdają sobie sprawy z tego, że gołębie wypierają z miast inne ptaki żywiące się tym samym, więc mniejszych ziarnojadów ubywa i gołąb zaczyna dominować. Niedawno w Brukseli włodarze wpadli na pomysł, że zafundują gołębiom antykoncepcję i porozstawiali karmiki z ziarnem wzbogaconym środkiem antykoncepcyjnym. W Paryżu z kolei, co ma większy sens, stawia się gołębniki, z których potem podbiera się jajka zastępując je plastikowymi. Z kolei zupełnie niedawno w Barcelonie zatrudniono właśnie sokolników do opanowania populacji gołębi w kluczowych rejonach. Na pewno nie radzę, co podpowiadają sprzedawcy, kupować plastikowej figurki sokoła czy kruka - nie będzie działała na gołębie, a my przyczynimy się do jeszcze większego zaśmiecenia plastikiem.
PAP: Potwierdzam, sama to już sprawdziłam.
A.M.: Dla gołębia taka nieruchoma figurka jest elementem elewacji, będą na niej siedzieć i ją... No, sama pani wie, co będą na nią robić.
PAP: Ilu jest sokolników w Polsce?
A.M. W Polsce działa Polski Klub Sokolników PZŁ "Gniazdo Sokolników" funkcjonujący w ramach Polskiego Związku Łowieckiego, zrzesza około 200 osób, więc można powiedzieć, że jest dość elitarny. Są jednak jeszcze sokolnicy niezrzeszeni, niektórzy świadczą usługi sokolnicze, inni po prostu realizują swoje hobby. Gdyby ich wszystkich policzyć, dałoby to maksymalnie liczbę tysiąca osób w skali kraju. (PAP)
Autorka: Mira Suchodolska